Mało hucznie i bez fanfar świętowaliśmy tegoroczny dzień wolności podatkowej. W bieżącym roku wypadł 8 czerwca, 2 dni później niż rok wcześniej.
Co to jest dzień wolności podatkowej? To symboliczny dzień, w którym zaczynamy pracować dla siebie i rodziny, wcześniejsze przychody są przeznaczone ‘dla rządu’.
Skąd wiemy kiedy przychodzi ten dzień? Z porównania wszystkich wydatków sektora publicznego do Produktu Krajowego Brutto. Według ustawy budżetowej relacja tych dwóch wartości wyniesie w 2019 roku 43,3%, stąd 8 czerwca.
Czy to wcześnie czy późno? Zasadniczo nie odbiegamy od podobnych obliczeń dla innych krajów UE. O wiele bardziej istotne jest, co dostajemy od ‘rządu’ w zamian za ponad 5 miesięcy ciężkiej pracy, czyli za nasze podatki. Czyli struktura wydatków państwa. Niektórym wydawać by się mogło, że im wcześniej nastąpi ów dzień, tym lepiej. Z punktu widzenia własnego portfela tak, z punktu widzenia społeczeństwa niekoniecznie. Zakładamy, że czytający nasz blog znają podstawowe prawa makroekonomii, nie będziemy zatem pisać komunałów.
Powodem do niepokoju dla przedsiębiorców jest natomiast coraz dłuższy czas, jaki upływa do dnia wolności od obowiązków związanych ze sprawozdawczością podatkową. W 2018 roku polski przedsiębiorca poświęcał średnio aż 172 godziny w roku, aby sprostać wszystkim ustawowym wymogom PT, CIT, VAT i innym. Dla porównania, przedsiębiorczy Hiszpan robi to samo w nieco ponad 30 godzin. W obliczu prowadzonej polityki fiskalnej liczba godzin znacznie wzrośnie, o czym pisaliśmy wcześniej
Z okazji tego święta wypada nam życzyć, aby dzień wolności podatkowej był rozsądnym kompromisem pomiędzy tym, co oddajemy do budżetu, a tym, co w zamian otrzymujemy.